Przejdź do głównej zawartości

Utożsamienie śmierci z narodzinami (Louis-Vincent Thomas)

  
 Utożsamienie śmierci z narodzinami to archetyp spotykany w większości mitologii tradycyjnych: umieranie to porzucenie tego świata, aby odrodzić się gdzieś indziej lub w innej postaci. W istocie psychoanaliza dowiodła, że lęk przed śmiercią utożsamiany jest w nieświadomości z lękiem przed oddzieleniem, przeżywanym w traumatyzmie narodzin. Ponadto jednak stan śmierci, będący unicestwieniem pragnienia i całkowitym brakiem napięcia, odsyła do stanu płodowego. Wyobrażenie śmierci jawiłoby się więc jako spełnienie dziecięcego pragnienia powrotu do brzucha matki – obraz, który urzeczywistnia się symbolicznie w kazirodczym związku matki i syna. Kompleks Edypa byłby nierozdzielnie związany z fascynacją powrotem do matki śmierci, co prowadzi do wyjaśnienia tabu incestu poprzez życiową konieczność. Istotne wydaje się, że wyobrażenie śmierci przywołuje w wielu kulturach wartości kobiece; dlatego też trup identyfikowany jest często z płodem lub dzieckiem.
Ilustrację tego, stanowi ikonografia chrześcijańska – jeśli zastanowić się nad obfitością piet, jakie proponuje sztuka religijna wszystkich epok. Temat „Mater dolorosa” trzymającej na kolanach ciało zmarłego dziecka podjęty został przez Ingmara Bergmana we wspaniałych sekwencjach „Szeptów i krzyków”. Anna, współczująca służąca, obnaża swe obfite piersi, żeby ukoić konającego, który przytula się do nich i umiera uspokojony jak ukojone dziecko. (...)
Społeczeństwa archaiczne, przy mniejszej ilości manipulacji i poparciu symboli, dochodzą do tej samej inwolucji. Zmarli, pogrzebani w obdarzonej żeńskimi atrybutami płodności Ziemi-Matce, mają się tam zregenerować i odrodzić w świecie przodków. Tę samą żeńską wartość przypisuje się także wodzie, symbolowi życia i odrodzenia. (...)
Obecna już w prehistorii praktyka grzebania w pozycji płodowej zmierza w tym samym kierunku*.
*L.-V. Thomas, Trup, Łódź 1991, s. 61-63.
Ilustracja: I. Bergmana Szepty i krzyki z 1972 roku. Źródło obrazka. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Industrializacja, sekularyzacja, życie pozagrobowe...

Można dojść do jednego wniosku i dotyczy to także 2,5 miliarda niechrześcijan: tam, gdzie dominują przemysł, środowisko wielkomiejskie i powszechny obowiązek szkolny, tam wiara w życie pośmiertne jest nikła (...). Słabnie wiara w istnienie nieba i piekła. Proces ten przebiega powoli, ale wszystko wskazuje na to, że jest to proces nieodwracalny. (...) Przed triumfem przemysłu nie było i nie ma żadnej kultury, która by się całkowicie dała odwieść od wiary w życie pozagrobowe (w najprzeróżniejszych formach od kultu przodków aż do wędrówki dusz). Proces ten rozpoczął się jakieś 200 lat temu [pierwodruk tekstu - 1973 r.] (najpierw w Anglii i Holandii), a więc w okresie zwanym erą naukowo-techniczną. Spowodowało to istotny wpływ na wiarę w tamten drugi świat*.   *A. Holl, Szatan i śmierć , Poznań 1993, s. 20 i 22. Ilustracja: Юрий Гагарин - 12.04.1961. Źródło obrazka .  

Miłość i śmierć – dwa słabe punkty muru oddzielającego kulturę od natury

Przez tysiąclecia homo sapiens swoje postępy zawdzięczał oporowi, jaki stawiał naturze. Natura nie jest starannie uregulowaną i dobroczynna Opatrznością, lecz światem unicestwiania i przemocy, który wprawdzie można oceniać mniej czy bardziej dodatnio albo ujemnie w zależności od poglądu filozofów, ale który zawsze jest w stosunku do człowieka zewnętrzny, a nawet wrogi. (...) Ten mur obronny wzniesiony przeciwko naturze miał dwa słabe punkty, miłość i śmierć; tamtędy zawsze mogło się przesączyć trochę dzikiej gwałtowności. Społeczeństwo zadało sobie wiele trudu, aby te dwa słabe punkty umocnić. Uczyniło wszystko, co było w jego mocy, aby osłabić gwałtowność miłości i agresywność śmierci. (..) Można by sądzić, że zdobywając się na wysiłek, jakim był podbój natury i środowiska, społeczeństwo ludzkie opuściło swoje stare fortyfikacje wzniesione dokoła seksu i śmierci i natura, która wydawała się pokonana, z powrotem przeniknęła w człowieka i wracając przez nie strzeżone bramy zno...

Sinclairze, droga owej większości jest łatwa, a nasza trudna. Chodźmy.

  (…) Moja to była sprawa uporać się z samym sobą i znaleźć własną drogę, a wywiązałem się z tego zadania źle, jak większość tych, których dobrze wychowano. Każdy człowiek przeżywa tę trudność. Dla przeciętnej natury jest to ów punkt życia, w którym wymagania własnego bytu wiodą najbardziej zaciekły spór z otaczającym światem, w którym stoczyć trzeba najbardziej zaciekłą walkę o własną drogę naprzód. Wielu przeżywa ów zgon i ponowne narodziny, które są naszym losem, jedynie ten jeden raz w życiu, w chwili gdy próchnieć i stopniowo rozpadać się zaczyna świat dzieciństwa, gdy wszystko co ulubione chce nas opuścić, i nagle odczuwamy wokół siebie samotność oraz śmiertelny chłód wszechświata. A bardzo wielu na zawsze już pozostaje na tej mieliźnie, przez całą resztę życia lgnąc boleśnie do wszystkiego, co bezpowrotnie minęło, do marzenia o raju utraconym – najgorszego i najbardziej morderczego za wszystkich marzeń [1]. Chrystus nie jest dla mnie osobą, lecz herosem, mite...