Przez tysiąclecia homo sapiens
swoje postępy zawdzięczał oporowi, jaki stawiał naturze. Natura nie jest
starannie uregulowaną i dobroczynna Opatrznością, lecz światem unicestwiania i
przemocy, który wprawdzie można oceniać mniej czy bardziej dodatnio albo
ujemnie w zależności od poglądu filozofów, ale który zawsze jest w stosunku do
człowieka zewnętrzny, a nawet wrogi. (...)
Ten mur obronny wzniesiony
przeciwko naturze miał dwa słabe punkty, miłość i śmierć; tamtędy zawsze mogło
się przesączyć trochę dzikiej gwałtowności.
Społeczeństwo zadało sobie wiele
trudu, aby te dwa słabe punkty umocnić. Uczyniło wszystko, co było w jego mocy,
aby osłabić gwałtowność miłości i agresywność śmierci. (..)
Można by sądzić, że zdobywając
się na wysiłek, jakim był podbój natury i środowiska, społeczeństwo ludzkie
opuściło swoje stare fortyfikacje wzniesione dokoła seksu i śmierci i natura,
która wydawała się pokonana, z powrotem przeniknęła w człowieka i wracając
przez nie strzeżone bramy znowu uczyniła go dzikim. (...)
Fantasmagorie markiza de Sade
pojawiają się niby apokaliptyczne proroctwa. Bardzo dyskretnie, ale bardzo
zdecydowanie, w odwiecznych stosunkach pomiędzy człowiekiem a śmiercią zaszło
coś, czego niepodobna już było naprawić*.
*Ph. Ariès, Człowiek i śmierć, Warszawa 1989, s. 384-386.
Komentarze
Prześlij komentarz